Pigułki motywacyjne – czym je zastąpić, by realizować swoje marzenia.

by Dorota

Artykuł z magazynu „Szczęście podaj dalej” – Autor tekstu: Konrad Dembczyński

Nazywają mnie mówcą motywacyjnym, bo często mówię o motywacji, zmianie i o odnoszeniu sukcesów. Mówię o tym, jak dążyć do realizacji swoich celów, o tym jak radzić sobie z chwilami zwątpienia, ale na symbolicznej półce moje wykłady będą leżały obok pozycji „jak zarobić milion w dziesięć minut” oraz „poderwij dowolną dziewczynę na trzy różne sposoby”. Trzeba mieć ogromną motywację… nie. Trzeba mieć nawyki i przekonanie o ich słuszności w procesie nawracania i zmiany myślenia ludzi. Zmiany na temat myślenia o realizacji marzeń, ciężkiej pracy i oczekiwaniach od życia bardziej fundamentalnych niż plan na piąteczek, piątunio. Ludzie, myśląc o swoich celach, widzą obrazy, drobne migawki stworzone przez umysł, a potem są tak zapatrzeni w proces realizacji, że przeoczają moment, gdy udaje im się osiągnąć zamierzone cele. Są rozczarowani efektami swojej pracy, bo nic nie przypomina tego, co istniało do tej pory tylko w ich wyobraźni.

Pewnego żonatego mężczyznę w podeszłym wieku zapytano, jak to możliwe, że tyle lat w szczęściu i miłości żyje ze swoją żoną, kiedy młode małżeństwa nie wytrzymują kilkuletnich związków. Starszy pan odpowiedział: – wy młodzi, jak coś wam się zepsuje, wyrzucacie to do kosza. W moich czasach zepsute rzeczy się naprawiało. Tempo życia wzrasta wprost proporcjonalnie do tempa rozwoju społecznego. Rozwój społeczny natomiast wzrasta w postępie geometrycznym. Przez ostatnie trzy dziesięciolecia ludzkość osiągnęła więcej niż przez cały okres ewolucji. Nic więc dziwnego, że oczekujemy wszystkiego szybciej, bardziej, lepiej, a przede wszystkim skuteczniej. Recz w tym, że kiedyś pracowaliśmy, by przeżyć, teraz pracujemy, by żyć, lecz coraz częściej żyć nam się nie chce.

Czym jest właściwie ta motywacja?

Chęcią do zrobienia czegoś, chęcią do podejmowania fizycznego i psychicznego wysiłku w jakimś określonym przez nas celu. Jeśli cel nie jest jasny, motywacja słabnie. Jeśli motywacja pochodzi z zewnątrz, trwa tyle, ile bodziec ją wywołujący. Gdy bodziec zanika, motywacja gaśnie wraz z nim. O wiele większą moc ma motywacja wewnętrzna, czyli  nasze przekonanie, że to co robimy, jest słuszne, a to natomiast daje nam siłę do działania. Nie ma w tym magii, a jednak wciąż powstają nowe sparafrazowane teorie będące wodą na młyn spotkań motywacyjnych, przesycone emocjonalnymi technikami perswazji. Emocja trwa zaledwie chwilę i jest nośnikiem bardzo krótkotrwałego przekonania o naszej nadmocy. Wtedy podejmujemy powierzchowne decyzje o zaprzestaniu odkładania wszystkiego na później, budujemy postanowienia, których schemat niczym nie różni się od tych noworocznych. Kto miał, ten wie, jak jest, gdy postanawiamy w przypływie emocji dokonanie zmian, które nigdy się nie dokonują. Pozostaje mentalny kac i poczucie porażki, niewypełnionych zadań, nieprzeczytanych książek, nieprzebiegniętych kilometrów i zakurzonych butów treningowych. To wszystko jest efektem emocjonalnych decyzji popartych motywacją w pigułce. Motywacją zbudowaną na przeświadczeniu wobec własnego JA, a właściwie dysonansu pomiędzy JA, takim jak postrzegamy je teraz, a tym, którym chcielibyśmy, by było. Chcemy ćwiczyć, by widzieć siebie dobrze zbudowanego, pełnego wigoru, lecz widzimy przed lustrem człowieka dalece odbiegającego od ideału. Łykamy więc emocjonalną pigułkę, która ma nam dać siłę do realizacji postawionego celu. Gdy przełykamy kolejny wykład motywacyjny człowieka sukcesu, czujemy, że i my możemy przenosić góry. Poczucie nadmocy przemija, więc potrzebujemy kolejnych bodźców. Zaczynamy ćpać narkotyk o skromnej nazwie motywacja.

Jeśli nie motywacja, to co?

Jeśli motywacja to pigułka, nawyk jest protezą albo lepiej rzecz ujmując, częścią mentalnego ciała służącą do realizacji zaplanowanych celów. Sportowiec, gdy kolejny dzień z rzędu wstaje o 5:30, by rozpocząć kilkugodzinny trening, nie korzysta z procesu motywacyjnego tak jak uczestnik spotkania zatytułowanego „możesz wszystko”. Sportowiec, podobnie jak ty, gdy wstajesz i idziesz do łazienki umyć zęby, korzysta z siły nawyków, które uruchamiane są machinalnie i bezrefleksyjnie. Nie ma tu miejsca na myślenie o tym, czy mam ochotę kolejny dzień biegać po zalanych mroźnym deszczem ulicach, gdy inni przewracają się na drugi bok. Gdzieś głęboko, przed wieloma laty, sportowiec dokonał wyborów, określił swoje cele i zamknął postanowienia w klatce chroniącej je przed bombardowaniem ich niepotrzebnymi pytaniami: czy ja tego chcę? Do osiągnięcia dobrego wyniku potrzebny jest trening i żadna inna droga nie skróci procesu. Do każdego postawionego przez Ciebie celu prowadzi ciężka praca mająca niezliczoną liczbę wcieleń. Zbuduj swoje chciejstwo w oparciu o przekonanie o tym, co jest ważne dla Ciebie i poświęć na to dziewięćdziesiąt procent całego czasu. Gdy solidnie ugruntujesz fundamenty sukcesu, obwarujesz go sensem, dość szybko dopasujesz do niego ścieżkę. Stworzysz listę niezbędnych działań i systematycznie zaczniesz je realizować tak, jak inne czynności dnia codziennego. Pigułki motywacyjne zamienisz na schematy, schematy na nawyki, a nawyki na przyzwyczajenia, które wejdą Ci w krew. Z czasem zrozumiesz też, że nawet najlepszy plan czasem nie działa. Niekiedy najlepsze marzenia się psują, a porażki i zwątpienia się zdarzają. Na pewno zdarzyło Ci się nie raz doświadczać tego, o czym piszę i czuć w związku z tym dezorientację oraz rozczarowanie. Ludzie naszych czasów przywykli w takich sytuacjach do wyrzucania swoich planów i marzeń do kosza. Ty je naprawiaj.

POSTY Z TEJ SAMEJ KATEGORII: