Wywiad w prestiżowym magazynie „Biblioteka Publiczna”

by Dorota

Tomik wariata to zbiór wierszy, który został doceniony zarówno przez krytyków jak i czytelników. Ujmuje połączeniem prostoty przekazu z nasyceniem treściami pobudzającymi do myślenia oraz momentami ciętym dowcipem. W czym tkwi sukces Tomiku wariata w czasach trudnych dla poezji?

Myślę, że właśnie w tym, iż dotyka głębokich tematów w sposób prosty, i co ważne – krótki. W obecnych czasach, w których nasz umysł jest rozproszony, trudno zatrzymać się nad długim tekstem. Zostaliśmy przyzwyczajeni, ba! wręcz jesteśmy „bombardowani” krótkimi sensacyjnymi informacjami, które mają spowodować szybsze bicie serca, i niestety powodują… wręcz nieustanne przyspieszenie metabolizmu i przebodźcowanie układu nerwowego.  Żyjemy w świecie, który porusza się szybko, za szybko na możliwości zwykłego człowieka. Nie nadążamy jako Istoty Ludzkie za tym szalonym rozwojem świata pozbawionego coraz bardziej wartości, a co za tym idzie sensu.

Stąd moja idea, żeby w pewien sposób „spakować” moją intencję, jaką jest zwrócenie uwagi na egzystencjalną głębię, w krótką formę literacką jaką jest wiersz, a często nawet niemodna fraszka. Bo to właśnie w niej, trochę cynicznie, trochę z przekąsem czy żartem ukazuję nasze ludzkie słabości, ale również jako terapeuta często i drogę wyjścia.

Z tego, co rozmawiam z czytelnikami, to właśnie ten aspekt egzystencjalny czy terapeutyczny jest w Tomiku Wariata najważniejszy. Ostatnio usłyszałam, że moje wiersze nie są do czytania, a wielokrotnego przerabiania. Zresztą to była najczęstsza opinia wielu krytyków literackich – że moje wiersze są proste, a co za tym idzie nie istnieje w nich ryzyko niezrozumienia tekstu, a także mają terapeutyczny wydźwięk.

Powiedziałabym, że są wręcz proste jak rymowanki dla dzieci, bo nasz rozproszony umysł jest jak umysł dziecka we mgle – potrzebuje prostej drogi i konkretnego światła by z niej wyjść.

Poezja może spełniać tę funkcję. Zawsze zresztą taką rolę spełniała – inspirowała do transcendencji, czyli przekraczania samego siebie, by wejść w świat „wyższy”.

Paradoksalnie ten moment trudny dla poezji, może być też czasem jej odrodzenia, potrzebujemy bowiem jakiegoś „wytrychu” żeby znów połączyć się z duszą. Świetnie tę rolkę może spełniać właśnie poezja, bo to dzięki niej mamy możliwość przystanięcia, by zatopić się we własne wnętrze. Ja piszę do ludzi o ludziach, ale także o tym wyższym wymiarze. Stąd myślę, tak dobre recenzje „Tomiku Wariata”.

W Mojej intencji, która zaprasza czytelnika do rozważeń egzystencjalnych zawartych w Tomiku, przedstawia Pani siebie jako wariata zwykłego, chcącego tylko wyrazić swoje głupie myśli. Bardzo odważnie. Proszę o kilka słów wyjaśnienia, dlaczego zdecydowała się Pani użyć określeń o tak pejoratywnym wydźwięku?

Przede wszystkim nie chciałam, żeby brzmiało w Tomiku, że ja coś wiem, i dlatego się wymądrzam czy naśmiewam z innych, stając tym samym wyżej na jakimś piedestale. Jestem częścią chorej ludzkości, tak samo jak kropla jest częścią oceanu. Jaki ocean, taka kropla, jaka kropla taki ocean. Opisuję wariackie czasy, w których przyszło nam żyć z pozycji „wariata”, czyli kogoś, kto uczestniczy w tym całym ludzkim „wariactwie”. Nie jestem tylko obserwatorem czy kronikarzem – jestem uczestnikiem, choć owszem, szukam również metod wyjścia z punktu, w którym coraz bardziej degeneruje się nasza rasa, nasza inteligencja i człowiecze instynkty.

Poza tym postawiłam w książce na żart i paradoksy – oczywiście już sama okładka sugeruje, że ten „wariat” to bardziej mędrzec, filozof czy myśliciel. Na dworze króla to właśnie błazen, czyli niejako głupiec miał prawo powiedzieć prawdę. Ubieram się więc niejako w płaszcz głupca, żeby przekazać to, co myślę. Podważam wiele tematów, pokazując co jest pod spodem powierzchownych, modnych idei. Obnażam je często, ale nie wyśmiewam Istoty ludzkiej, którą ogromnie szanuję, choć jest ukryta w lichym i małym człowieku.

Tomik wariata zilustrowano w niekonwencjonalny sposób, wykorzystując sztuczną inteligencję Playground AI.  Skąd taki pomysł? Proszę opowiedzieć o procesie tworzenia ilustracji.

Pomysł narodził się dość spontanicznie. Moja przyjaciółka Kasia Kozdra-Baczulis zaproponowała, że pomoże mi przy grafice książki. Potem rozwinęła się długa i żmudna praca ze sztuczną inteligencją. To była świetna idea połączenia starego, czyli w większości niemodnych fraszek z nowym, czyli AI. Oczywiście efekt marketingowy był istotny, ale istotniejsze było zwrócenie uwagi czytelników oraz mediów, na szykującą się masową egzystencjalną pustkę jako skutek rozwijającej się sztucznej inteligencji. Czyli wracamy kołem do mojej misji – zastanowienia się nad sensem życia, tym bardziej w czasach AI.

Sam proces powstawania ilustracji wcale nie był łatwy. Trzeba było nauczyć się „rozmawiać” ze sztuczną inteligencją, wytworzyć jakiś spójny „styl” i na drodze poszukiwań odnaleźć konkretny „obraz” do danego wiersza. Rola człowieka jest jednak nieunikniona. To ja, jako artysta, muszę wiedzieć czego chcę na danej ilustracji, świadomie używając słów/haseł czyli tak zwanych promptów. W Tomiku Wariata nie ma ani przypadkowości, ani spontaniczności w doborze ilustracji. Wszystkie były dokładnie przemyślane do kontekstu każdego wiersza, tak, by obraz wzmacniał użyte w nim słowa.

Jakie wady i zalety ma taka metoda ilustrowania książki w porównaniu do tradycyjnych?

Po pierwsze jest tania i szybka. Jeśli miałabym zlecić taką ilość ilustracji rysownikowi, to musiałabym czekać długo i zapłacić majątek. Wady? Usłyszałam od znajomej posiadającej galerię sztuki, że to na pewno będzie bezduszne, do czasu aż pokazałam jej gotowy tomik. Jej łzy wzruszenia i emocje mówiły same za siebie. Czy to jest przerażające? Nie wiem, nie oceniam, moją intencją było tylko zwrócenie uwagi na zagrożenia egzystencjalne wynikające z rozrastającej się technologii. Z drugiej strony same wiersze nie miałyby takiego wydźwięku bez ilustracji. To jest całość – współprzenikająca się.

Dlaczego to prawa półkula ma się przebudzić, a nie lewa?

Oprócz pisania wierszy i bycia terapeutą, jestem również neurokognitywistą, w związku z tym wiem, że to prawa półkula nadaje znaczenie. Według badań Chris’a Niebauer’a – doktora neuropsychologii na Uniwersytecie w Toledo (który specjalizuje się w różnicach pomiędzy funkcjonowaniem obu półkul mózgowych), to właśnie prawa półkula mózgu odpowiada za nadawanie znaczenia i rozumienie. Każde zdanie, sytuacja i doświadczenie, zależy od pojmowania jego znaczenia, czyli sensu. To ono jest podstawą procesu poznawczego.Odszukiwanie znaczeń jest więc podstawą sensu życia. Idąc za Viktorem Franklem – twórcą logoterapii (logos od sens lub znaczenie) to właśnie znaczenie pełni

w życiu człowieka nawet ważniejszą rolę niż samo szczęście, bo to w zależności od znaczenia, czyli sensu, zależy czy mamy powód by żyć, czy nie.

Lewa półkula za to, z całą swoją analizą i logiką sensu dotknąć nie może.

Tak, jak prawa odpowiada za pytanie „po co?”, lewa odpowiada za pytanie „jak?”.

Tak więc prawa półkula powinna wieść prym – bo to ona nadaje znaczenie i posiada sensowną wizję, lewa półkula powinna niejako służyć tej wizji i do niej dążyć poprzez użycie odpowiednich logicznych środków.

Dlatego mówię we wstępie o przebudzeniu prawej półkuli, a nie lewej. Lewa jest już „nadrozwinięta” – nasz analityczny umysł jest tresowany od dziecka w szkolnictwie pruskim, a potem w pracy. Ponadto na co dzień nie umiemy nawet odpocząć od analitycznego myślenia, które wiele osób doprowadza wręcz do zaburzeń psychicznych. Nie umiemy odpocząć „od siebie”, od tego nieustającego dialogu wewnętrznego.

Rozwiązaniem jest przystanięcie, medytacja, twórczość i realizacja kreatywności – notabene cechy znów prawej półkuli mózgu.

Szczególną uwagę zwraca Pani na rozmowy o sensie życia. Dlaczego to aż takie ważne?
Z jakimi konsekwencjami wiąże się nierozumienie sensu życia?

Konsekwencje są proste i jednocześnie przerażające. Jeśli ktoś nie ma sensu życia, to po co w ogóle żyć?… Zatraciliśmy się jako gatunek w hedonistycznych przyjemnościach, obierając sobie za kierunek sukces i chełpiąc się przed innymi własną wyjątkowością. Doszliśmy niestety do absurdu narcyzmu i pustki egzystencjalnej. Dlatego tak istotne (z punktu widzenia na przykład psychologii pozytywnej, ale nie new age , a nauki zainicjowanej przez profesora Martina Seligmana) jest kultywowanie sensu życia, ponadto bliskości z drugim człowiekiem, dobrych relacji, empatii.

Z kolei według logoterapii czyli analizy egzystencjalnej Frankla – sens życia nie jest tak trudny do osiągnięcia – wystarczy realizacja najgłębszych wartości. Ale… żeby to zrobić najpierw trzeba je odświeżyć i zredefiniować je.

Pracuje Pani z młodzieżą. Czy spotkania autorskie z młodymi ludźmi są dla Pani większym wyzwaniem niż spotkania z dorosłymi?

Nie, ponieważ to spotkanie z Istotą Ludzką. I nie ma znaczenia czy ma 15 czy 75 lat.

W każdym tli się źródło egzystencji. Chociaż bylibyśmy opakowani w najgrubsze mury i tak wewnątrz jest światło, które chce spotkać się ze światłem w drugim człowieku. Często niestety człowiek boi się tego spotkania, bo sam jest poraniony, ale tak, czy siak, posiada własny blask.

Lubię młodzież, chociaż są oni pogubieni i zamknięci, ale to dlatego, że zgotowaliśmy im ten los. Jako dorosła, biorę za to odpowiedzialność i jeśli mogę coś uleczyć, robię to. Taka zresztą jest cała intencja Tomiku, leczyć.

Widzi Pani potrzebę zmian w oświacie. Od czego powinna się zacząć? W jakich dziedzinach, my dorośli musimy się przebudzić?

Oświata, jak sama nazwa wskazuje, powinna właśnie „oświecać” drogę młodym i dzieciom, a niestety zaciemnia ją – przez za dużą ilość obowiązków i za dużą ilość niepotrzebnie wtłaczanych informacji, które teraz są dostępne w telefonie. Nie uczy się powiązań, sensu, znaczeń. Nie uczy się inteligencji emocjonalnej ani ważności bliskich relacji. Nie uczy się empatii ani dobrego oddychania, które jest fantastycznym antidotum na przebodźcowany układ nerwowy i różne lęki.

Poza tym jako dorośli, ważne jest po prostu zacząć być świadomymi. Nie jak zombie, który sam nie wie, dokąd idzie. A czym jest świadomość? Szczególnym rodzajem uwagi, która widzi skutki i konsekwencje swoich działań lub ich braku.

W tym aspekcie powinniśmy się przebudzić, dopóki nasze dzieci jeszcze z nami są, bo w obecnych czasach nie jest to oczywiste.

Jakie to uczucie dla poetyki usłyszeć swoje wiersze w utworach muzycznych Marii Radoszewskiej?

Cudowne i wzruszające zarazem. Marysia to moja serdeczna przyjaciółka, a moje wiersze śpiewane przez nią nabierają innego wymiaru. Dzięki niej zyskują one magiczny koloryt. Słowa ożywają, a dzięki muzyce i wykonaniu Marysi stają się naprawdę fascynujące. Niekiedy dochodzą skrzypce, które same w sobie są wzruszające, a w połączeniu zaś z głosem i tekstem wbijają się prosto tam, gdzie ich nieuchronny cel – do serca, by je przebudzić.

Czy Tomik Turbulencje czyli wstawanie z popiołów jest kontynuacją Tomiku Wariata?

Tak, zgadza się – Tomik Turbulencje, to kontynuacja, ale również druga część z tryptyku literackiego. Nie nazywam tego trylogią, bo brzmiałoby to zbyt „napuszenie”. Tryptyk brzmi zdecydowanie lżej. Turbulencje są już praktycznie gotowe. Wszystkie wiersze są już po korekcie, okładka jest już graficznie złożona. Na wiosnę premiera. Ostatni tomik z serii – Chwila łaGODNA jest w przygotowywaniu.

Mam nadzieję, że moimi wierszami uda mi się zrobić swoistą modę na czytanie wierszy, że słowo w nich zawarte poruszy wrażliwą strunę i pokaże, że pomimo mroku, dalej coś wewnątrz każdego z nas się tli. I to „COŚ” warte jest życia i zmian na lepsze. Dla siebie, innych, planety, świata. Taka jest moja intencja i misja.

Bardzo dziękuję za zaproszenie, uwagę i rozmowę.

POSTY Z TEJ SAMEJ KATEGORII: