Koronowirus w ujęciu psychoneuroimmunologii

by Dorota

Przyszedł ten moment, że i mnie dopadł koronawirus. Jak zwykle poszukiwałam rozwiązań. Padło podstawowe pytanie – czy mogę COŚ zrobić? Tak, mogę. Postanowiłam użyć całej dostępnej mi wiedzy, którą przekazuję na szkoleniach i na terapiach, szczególnie z pacjentami lękowymi. Tym razem zastosowałam ją na samej sobie i w dość ekstremalnych warunkach. Zadziałało? Tak, dlatego chcę się z Wami podzielić tą wiedzą.

Jaką wiedzą? Najświeższymi badaniami z zakresu psychoneuroimmunologii. To nowa dziedzina nauki scalająca 3 inne: psychologię, neurobiologię i immunologię. Na świecie jest już ogrom badań potwierdzających, że w jakiś sposób mamy wpływ na nasze układy odpornościowe. Jaki to sposób? Czołowy neurobiolog Andrew Huberman w swoim laboratorium przy Uniwersytecie Stanford prowadzi badania nad fizjologicznym obniżeniem stresu i lęku. Dlaczego to jest takie ważne? Ponieważ dowiadując się o koronawirusie, w ciele zaczyna toczyć się ogromna, często nieświadoma reakcja lękowa. Na intensywność i gwałtowność tej reakcji ma wpływ przede wszystkim wszechobecny strach, który skupił się wokół tej choroby. No więc zaczynamy się bać. Co się wtedy dzieje fizjologicznie? Uaktywnia się autonomiczny układ nerwowy, a szczególnie jego część zwana współczulnym układem nerwowym. W wyniku tego, odpala w mózgu automatyczna reakcja „walcz/uciekaj”, która fizjologicznie ma nam pomóc przetrwać w sytuacji realnego zagrożenia. Niestety w sytuacji choroby na nic się nam zdają hormony stresu, więcej nawet – one przeszkadzają układowi odpornościowemu pracować jak należy, by pozbyć się intruzów.

Kluczową więc rolą jest obniżenie poziomu stresu i lęku. No tak, ale jak to zrobić? Najprościej, jak to zbadał wspomniany wcześniej neurobiolog – oddechem. Oddechem można niejako „zhakować” nasz autonomiczny, czyli automatyczny układ nerwowy. Podczas lęku zaczynamy oddychać szybko i płytko. Musimy więc świadomie i celowo odwrócić ten proces. Ważne jest zrozumienie, że oddechem mamy możliwość nie tylko wpłynięcia na zmniejszenie poziomu lęku, ale i jego zwiększenie z atakami paniki włącznie. Jeśli zaczniemy koncentrować się na dużych porcjach wdychanego powietrza (tzw. hiperwentylacja) dodatkowo pobudzamy, pobudzony już autonomiczny układ nerwowy, co doprowadza do fizjologicznych objawów paniki. Jakie są to objawy? M.in. duszność, kłucie i ból w klatce piersiowej, niemożność zaczerpnięcia powietrza, uczucie odrealnienia, drżenie mięśni. Nie chcemy takich objawów, tym bardziej, że możemy pomylić je z pogorszeniem stanu związanego z koronawirusem i zupełnie bez potrzeby wylądować w szpitalu. Ponadto będąc w stanie „walki i ucieczki” nasz układ odpornościowy dosłownie zostaje wyłączony. Gdy jesteśmy w trakcie walki o życie z powiedzmy tygrysem, to nie czas na leczenie ran. To czas na fizyczne przetrwanie i pełną mobilizację energii, która idzie do mięśni. Niestety wirus jest zbyt mały żebyśmy mogli z nim walczyć, nie możemy też od niego uciec. Musimy się do niego dobrać od zupełnie innej strony. Chcemy zrobić wszystko, by utrzymać ciało w stanie równowagi i stabilizacji, a umysł w stanie spokoju. Tylko wtedy przejdziemy z automatycznej reakcji „walcz/uciekaj” w fizjologiczną reakcję opozycyjną – czyli „odpocznij/zregeneruj się”, kiedy to nasz układ odpornościowy może swobodnie działać. Gdy czujemy, że przychodzi lęk – koncentrujemy się więc na dłuższym wydechu, na przykład wdech na 2 sekundy, wydech na 4. Po kilku takich oddechach możemy non stop oddychać oddechem „równoważącym” 4:4 – czyli na 4 sekundy wdech, na 4 sekundy wydech. Dzięki takiemu celowemu, świadomemu oddychaniu nie tylko stabilizujemy nasz układ nerwowy, dajemy też ciału sygnał, że jesteśmy bezpieczni. Poziom kortyzolu i adrenaliny zaczyna spadać a ciało doprowadza się do równowagi. Nasz układ odpornościowy ma w końcu przestrzeń by dokonać procesu oczyszczenia, reperowania i uzdrawiania. W ten sposób (4:4) oddychałam większość czasu. Wirus nie dotarł do płuc. Miałam tylko bóle mięśni, gorączkę i straciłam węch. Nawet w gorączce cały czas robiłam 4:4. Co więcej możemy zrobić? Możemy uruchomić hormony szczęścia, które – nie tylko pozytywnie wpływają na układ odpornościowy, ale dosłownie hamują reakcję stresową. Zapytacie jak tu być szczęśliwym, gdy leżysz z gorączką 38 i boli całe ciało? Na pomoc znów przychodzi neurolog Andrew Huberman.

Potrzeba nam uruchomić 2 hormony – serotoninę i dopaminę. Muszę tylko wiedzieć jak. Serotonina to hormon, który wytwarza się m.in. w reakcji na wdzięczność, na rozpoznanie tego, co się ma. Hormon ten odpowiedzialny jest nie tylko za poziom szczęścia, ale i za gojenie się ran. Za co byłam wdzięczna? Przede wszystkim za to, że oddychałam samodzielnie. Za to, że mogłam być w ciepłym domu. Te myśli starałam się utrzymywać w każdym momencie, kiedy chciały nadchodzić mroczne myśli o szpitalu (szpital przestał być już dla mnie bezpieczną opoką po tym, jak miesiąc temu z powodu koronawirusa odeszła bliska mi osoba, zarażona właśnie w szpitalu…). Kolejny hormon – dopamina, to hormon nagrody; dopamina uwalniana jest m.in. wtedy, kiedy jak to mówi Huberman – idziesz we właściwym kierunku, kiedy masz cele. To hormon, który daje dużo motywacji. Związany jest z wizją na przyszłość i sensem. Leżąc więc w stanie podgorączkowym, snułam plany związane z rozwojem. Podjęłam nowe decyzje. Rozstałam się w myślach ze starym studio. Znalazłam nowe lokum. Jakie drzwi wstawię do nowego centrum? Jak je nazwę? Jakie kolory wybiorę? Za każdym razem mój organizm nagradzał mnie wyrzutem dopaminy – idę we właściwym kierunku. Z każdym dniem czułam więcej siły, energii i zdrowia. Poza tym miałam dostępną oksytocynę, czyli dużą ilość przytulania. Mój pies leżał przy mnie na zmianę z kotem. Według badań miłość ma ogromny wpływ na nasze zdrowie, a to dlatego, że uaktywnia serce, a ono jak domino uruchamia grasicę, w której dojrzewają Limfocyty T, które są z kolei częścią naszego układu odpornościowego.

Podsumowując, czy możemy pomóc uzdrowić ciało umysłem? Możemy, wykorzystując wiedzę i własną biologię. W ten sposób umysłem – czyli świadomymi decyzjami wpływamy na ciało. Ja stosując te kilka zasad:

1. Oddech 4:4

2. Serotonina czyli wdzięczność

3. Dopamina czyli cel i sens, podążanie we właściwym kierunku

4. Oksytocyna czyli miłość

wyszłam w miarę szybko z koronawirusa, czego i Wam, jeśli Wam się przydarzy – z całego serca życzę.

POSTY Z TEJ SAMEJ KATEGORII: