Teoria osobowości Junga, argumenty za.

by Dorota

Co nam daje teoria osobowości Carla Gustava Junga? Wygląda na to, że jej zrozumienie, może nam dać całkiem sporo. Nie tylko w terapii.


Weszła tym samym, ciężkim krokiem co zwykle. Drzwi zamknęły się ciężko. Opadła na fotel w milczeniu. Jako terapeuta i jako człowiek, chciałam pomóc tej szczupłej, zagubionej piętnastolatce, jednakże ciężko było znaleźć nam wspólną nić porozumienia. Zaciśnięte usta, napięte mięśnie twarzy, oczy jak za mgłą dopełniały smutnego scenariusza, w którym ciężko było o głębszy dialog. Postanowiłam z innej strony.

– Czego lubisz słuchać?

– BTS.

– Dlaczego?

– Bo mi pomaga.

Bingo. To był przełom. BTS okazał się chłopięcym zespołem z Korei Południowej. Poszłam za tym. Zaczęłam zgłębiać. Szukać tłumaczeń tekstów z angielskiego na polski. Wczytując się w słowa piosenek zrozumiałam, dlaczego ten boys band robi tak oszałamiającą karierę na całym świecie, dając otuchę nastolatkom.

Do tej pory słyszałam o Jungu, ale nie byłam zapoznana z jego teorią osobowości. Teraz chłonęłam ubrane w metafory teksty by zrozumieć moją dorastającą pacjentkę. By wgłębić się w jej psychikę oraz by pomóc jej zrozumieć samą siebie.

W ten sposób razem zaczęłyśmy studiować Junga. Na każdej terapii przerabiałyśmy inną piosenkę, której tekst drukowałam w języku polskim. Nastolatka zaczęła nie tylko otwierać się, ale i rozkwitać. Nasza wątła na początku nić porozumienia, przeobraziła się w ogromną więź. Czym jest „persona”? Dowiedziałam się najpierw z tekstów piosenek. Jak śpiewają Bangtan Boys:

„Persona. Kim do cholery jestem? Chcę tylko iść. Chcę tylko latać. Chcę pokazać wam te wszystkie głosy zanim umrę. Chcę użyczać Ci ramienia, gdy płaczesz”1.

Potem zaczęłam studiować dogłębnie, co sam Jung miał na myśli.

Nastolatka z terapii na terapię odzyskiwała światło. Wtedy nastąpił nieprzewidywany przez nikogo pierwszy „lockdown”. Rozstałyśmy się na prawie trzy miesiące. Wróciła potem tylko raz. Promieniejąca, stojąca na dwóch nogach, wyprostowana, inna, a jednak ta sama. Chciała się pożegnać. Umiała już chodzić samodzielnie bez podpórki. Ona uważa, że połączyła nas muzyka, ja wiem, że kluczowy był Jung.

Od tego czasu Jung i jego teoria osobowości wkroczyła w moje życie na dobre. Zsynchronizowała się z moją dotychczasową wiedzą i z odbiorem samej siebie. Tak, zdecydowanie czułam, że ja z zewnątrz jestem jak „persona” – pełna etykiet i masek. Takich „gęb” Gombrowiczowskich. I chociażbym chciała inaczej, za każdym razem przybieram swój makijaż mentalny, prawie że permanentny. To moja wierzchnia warstwa, ochrona, czasem nawet zbroja. Rodzaj otoczki do interakcji ze światem.

Kiedyś miałam wyobrażenia, że ta otoczka, choć twarda z zewnątrz – chroni coś bardzo miękkiego, cennego, jak skorupa jajka chroni niezwykle delikatne wnętrze. Potem zaczęłam zgłębiać samą siebie. Iść w kierunku samopoznania. Lata poszukiwań, medytacji, studiowania natury umysłu u znanych przedstawicieli naukowych i duchowych tego świata doprowadziły mnie do prawie przerażających konkluzji – wewnątrz mnie jest jakiś rodzaj „mroku”. Czy jestem tylko lub zaledwie zbiorem „programów”? Jakimś automatem reagującym na bodźce? Moja „skorupa” pękała. Dla mnie samej, przewidywalna otoczka, czyli „persona” czy „osoba”, przestała wystarczać. Chciałam głębi. Dzięki dwóm dekadom studiowania siebie, wkroczyłam w nią, widząc jednocześnie bezpośrednio, z pierwszej ręki, swój Cień. Nie umiałam go wtedy jeszcze nazwać, nie musiałam go nazywać. Kroczył za mną ewidentnie, dokładnie tak, jak kroczy cień. Towarzysząc cicho, ale bezwzględnie. Chociaż próbowałabym z całych sił być inna, dobra, czuła i cierpliwa – wewnątrz mnie tkwiły zepchnięte niechciane emocje – smutek, złość, żal, bezradność, brak poczucia bezpieczeństwa, małostkowość i inne, zaskakujące mnie co jakiś czas mroczne aspekty mnie samej. Czekające jak hieny na bodziec by zareagować. Przerażały mnie. Medytowałam już dwie dekady, miało być tak pięknie, spokojnie, a ja, schodząc coraz głębiej w odmęty siebie – przeżywałam nie tylko czarną noc duszy, ale miesiące czy nawet lata.

Teoria Junga okazała się objawieniem. Aż sama się dziwiłam, że wcześniej nigdy się na nią nie natknęłam. Był to rodzaj eureki. No tak, wierzchnia warstwa to „persona”, wewnątrz jest „cień” a głębiej, jeszcze głębiej – JAŹŃ. To jej szukałam całe życie. Odetchnęłam z ulgą. Moje przebijanie się przez „cień” miało sens. Zyskałam świadomość, która uważam jest najważniejszym elementem do tego, aby dojść do Jungowskiego Samo-urzeczywistnienia. Czy jestem gotowa na ten etap, który według niego jest prawie, że niemożliwy do osiągnięcia, przez fakt zaniku osobowości w trakcie osiągnięcia tak wielkiej pełni? Jestem. Z jednej strony, ponieważ powrót do starej „persony” nie jest już do końca możliwy (bo wiem, że ja to nie ona), a w cieniu nikt zdrowy na zmysłach tkwić by nie chciał; z drugiej – ponieważ uważam, że w tym miejscu Jung nie musiał mieć do końca racji. To tak, jakby być w świecie formy i świecie bezforemnym w tym samym czasie i przestrzeni. O tym przecież mówi fizyka kwantowa. Nasz znany świat, włączając w to światło czy materię, ma charakter korpuskularno-falowy, czyli w zależności od pomiaru, czy sytuacji przybiera postać lub właściwości fali (na przykład interferencja), lub cząsteczki (na przykład lokalizacja).

Jak to się ma do Samo-urzeczywistnienia? Może w pewnych warunkach możemy „gubić” osobowość wchodząc w bezforemne stany świadomego BYTU (jak w przypadku medytacji), a w innych, aby urzeczywistniać samego siebie w realnym świecie 3D, oraz aby doświadczać życia w jego rozmaitości – może osobowość jest nie tylko potrzebna, ale i niezbędna? Tak jak to moje jajko. Gdyby nie skorupka, łącząca je w jeden, zwarty organizm, zawartość – czyli białko wraz z żółtkiem wylałoby się z pełną wolnością na dowolną powierzchnię, zacierając tym samym dokładnie wcześniej zaznaczoną granicę między tym, co na zewnątrz, a tym, co wewnątrz.

W takim razie, póki żyję – jakiś rodzaj osobowości czy „persony” jest więc niezbędny. Właśnie dlatego, że żyję. Chociaż czasami moje życie przypomina sen, wydaje się faktem nie do zaprzeczenia. Jako, że życie przejawia się we mnie, lub ja przejawiam się w życiu, chcę, jak to ujął nasz rodak Tatarkiewicz, przeżyć to moje życie w szczęściu, czyli jako „pełne i trwałe zadowolenie z całości życia”2. Czy do tego osiągnięcia zadowolenia może pomóc mi Jung? Może. Ponieważ zgłębił różnorodne warstwy istnienia, a przez to wyznaczył niejako drogę czy mapę, dzięki którym samotny na ścieżce podróżnik, może nie ulec kompletnemu zagubieniu.

No dobrze – jak więc wygląda ta mapa? Czy Jung badając osobowość bada to, co wewnątrz, czy to, co na zewnątrz? Uważam, że chociaż idzie w głąb ludzkiej psychiki, wnikliwie kieruje swe oko na oba obszary oraz bada zależności pomiędzy nimi.

Według niego osobowość składa się ze współdziałających ze sobą struktur:

1. Na samym wierzchu jest Ego. „Ego – to świadoma psychika. Składa się ono z uświadomionych spostrzeżeń, myśli i uczuć. Jest odpowiedzialne za poczucie tożsamości oraz ciągłości i jednostka traktuje je jako centrum własnej osobowości”3.

Sama świadomość posiadania ego, jest już wystarczająca, aby się mu przyglądnąć bliżej. Jeśli Jung zauważa, że jednostka „traktuje” je jako centrum, sugeruje tym samym, że jest to raczej stan powszechny i zarazem powierzchowny odbierania siebie samego, ale nie ostateczny. Czym w takim razie jest to „ja”? Według czołowego neurobiologa Judsona Brewera „ja”, czyli „self” jest największym naszym uzależnieniem: „Uzależniamy się od poglądu na samego siebie”4 – to nie tylko jego hipoteza, ale wynik wieloletnich badań nad mózgiem i ludzką świadomością. Konkluzje Brewera na temat „ja” są wręcz opisem maszyny, zaprogramowanego automatu, jak sam stwierdza: „Uczymy się postrzegać siebie w konkretnym świetle raz za razem, aż wizja ta staje się sprecyzowanym poglądem, przekonaniem. To przekonanie nie pojawia się nagle, jak za sprawą magii. Rozwija się za każdym kolejnym powtórzeniem. Umacnia wraz z upływem czasu”5.

No dobrze, czyli to, co znamy jako „ja” jest tylko pewną strukturą, od której w dodatku jesteśmy uzależnieni. Czy wydajemy się sobie sami fajni, czy niefajni, powtarzamy bez końca ten sam schemat. Czy wobec tego można pokusić się o stwierdzenie, że mamy w większości narcystyczne zaburzenie osobowości? Bo niby kochamy to nasze „ja”, jakiekolwiek by ono nie było, ale właśnie, niby… A może dlatego tak bardzo trzymamy się tego „ego”, bo boimy się wyjść poza jego obręb? Co jest poza nim? Nie wiemy. „Nie możecie się lękać nieznanego, bo nie wiecie, czy nieznane istnieje”6 – jak ujął to wybitny filozof dwudziestego wieku Jiddu Krishnamurti. Istotnie, moglibyśmy tkwić w tej niewiedzy, ale jeśli założymy, że jesteśmy wewnątrz szczelnie zamkniętej butelki, nie wiedząc czym jest do końca jej zawartość, czyli my sami, mamy tylko jedną opcję – musimy z niej wyjść, żeby przeczytać jej etykietę, a przez to uświadomić sobie, co było w jej wnętrzu. W ten sposób przekraczamy siebie wchodząc w to, co nieznane, czyli w… nieświadomość.

2. Nieświadomość osobowa – to według Junga kolejna warstwa osobowości człowieka. „Składa się ona z tych doświadczeń jednostki, które były początkowo świadome, lecz zostały wyparte, stłumione, zapomniane lub zlekceważone”7.

Po co mielibyśmy wypierać czy tłumić te wszystkie doświadczenia? Prawdopodobnie,

by lepiej przystosować się do istniejących warunków. Ale czy ta nieświadomość osobowa może zostać uświadomiona? Czy dzięki uświadomieniu sobie wcześniej nieuświadomionych faktów możemy zbliżyć się bardziej do samorealizacji? Nie tylko według Junga tak. Główny twórca psychologii pozytywnej Martin Seligmann uważa, że: „Zbyt mylnie sądziliśmy, że mamy słabą wolę, podczas gdy w istocie zmiany, których chcieliśmy dokonać w swojej osobowości, były zupełnie niemożliwe do przeprowadzenia. Jednakże, te wysiłki były, mimo wszystko, potrzebne, bo doznawszy tylu zawodów i niepowodzeń, możemy teraz lepiej widzieć granice tego, co niezmienne, a to z kolei pozwala nam po raz pierwszy wyraźnie dojrzeć to, co zmienne. Świadomość różnicy między tym, co możemy w sobie zmienić, a tym czego nie możemy, jest początkiem rzeczywistej zmiany”8.

No dobrze, uświadamiam sobie kolejną warstwę. Nie wypieram, nie tłumię. Nie usprawiedliwiam, nie potępiam. Biorę odpowiedzialność i ideę dalej. Co jest głębiej? Nieświadomość zbiorowa.

3. Według Junga Nieświadomość zbiorowa ma charakter uniwersalny. „Już od samego początku życia nieświadomość zbiorowa ukierunkowuje zachowanie i to, czego jednostka uczy się w trakcie swego rozwoju, pozostaje pod jej istotnym wpływem”9 Jak mówi sam Jung: „Kształt świata, w którym rodzi się jednostka, jest jej już od urodzenia dany w postaci jego potencjalnego wyobrażenia”9.

Kluczowe zagadnienie – czy istota ludzka może wyjść poza wyobrażenie? Czy aby żyć pełnią życia musimy być w „pudełku”? Co jest zatem przeciwieństwem wyobrażenia? Fakt.

Czy zatem jesteśmy w stanie zbadać fakty? Pytanie to doprowadza nas do jungowskich archetypów, a w szczególności persony, cienia i Jaźni.

4. Archetypy

Na początku mojej pracy zaznaczyłam w jaki sposób sama zapoznałam się z „personą”, która według Junga, jest „maską, jaką przyjmuje jednostka (…) oraz rolą przypisaną jednostce przez społeczeństwo, rolą, jaką ma ona – zgodnie ze społecznymi oczekiwaniami – odegrać w życiu”10. Co skrywa ta maska? Według Junga – moją prawdziwą naturę. Tak jak wspominałam, to, co sama ujrzałam pod pokrywką – było na tyle przerażające, że natychmiast chciałam ją zamknąć. Niestety magia pokrywki polega na tym, że raz uchylona – przestaje być szczelna. Co jest tym czymś co rozszczelnia „pokrywkę”? Świadomość. Zaopatrzona dodatkowo w wolność i wolę. Raz uchylone wieko „persony” nie pozwala zapomnieć o najważniejszym pytaniu: Kim jestem? I chociażbyśmy dalej grali w grę zwaną życiem, dobierając jak aktor różne rekwizyty, stroje i maski, wiemy, że schodząc ze sceny jesteśmy sobą. Sobą, czyli kim? Ludźmi dobrymi czy nie? Chcemy przecież robić dobrze, a wychodzi często niedobrze. Czy to dlatego, że pod powierzchnią przykrywki, jak gruby kożuch na mleku tkwi nasz własny, mroczny cień? „Cień” to według Junga moja zwierzęca natura. Dzika i nieokiełznana. Nieprzyjemna, nieakceptowalna przez społeczeństwo, ukrywana przez „personę” i wypierana do nieświadomości osobowej. Posiadająca swe źródła w nieświadomości zbiorowej. Według Junga „archetyp cienia obejmuje pojęcie grzechu pierworodnego, a kiedy rzutowany jest na świat zewnętrzny, przybiera postać szatana lub wroga”11. Szatan to samo zło. Czy aby poznać bardziej cień możemy zdefiniować zło? Profesor Philip Zimbardo jest specjalistą w badaniach nad obszarem, który nazywa „Efektem Lucyfera”. Jak zauważa: „zło polega na zamierzonym zachowaniu się w sposób, który rani, wykorzystuje, poniża, dehumanizuje lub niszczy niewinne jednostki – lub używaniu swojej władzy i siły systemowej, by nakłaniać lub dać przyzwolenie innym do działania w ten sposób w naszym imieniu”12. Innymi słowami czynimy niedobrze, jednocześnie wiedząc co jest dobre. Czy Zimbardo, przeprowadzając nas przez najmroczniejsze zawiłości ludzkiej psychiki, najstraszliwsze historie pisane ludzką/nieludzką ręką, zostawia jakieś światło w tym czarnym tunelu? Inaczej to ujmując – czy „cień”, ta ludzka/nieludzka warstwa osobowości ma jakiś koniec, zwieńczenie? Czy ma jakąś grubość? Czy można przez nią przejść w miarę łatwo, czy trzeba utaplać się w niej na dobre? Czy jest ona w takim razie „moja”? Nasuwa się tu podstawowe pytanie – czy mam wybór? Jedno – to zdawać sobie sprawę z ogromu wewnętrznego cienia, drugie – to reagować według jego podszeptów. Czy udręczona tym całym korowodem cebulowych warstw człowieczeństwa dusza, może za życia wyzwolić się? Czy sam Zimbardo ma jakąś podpowiedź? Ma, aby nie ulegać złu sugeruje: „Musimy pamiętać, żebyśmy naszym życiem nie kierowali automatycznie, lecz zawsze, jak w medytacji Zen, poświęcili chwilę na refleksję nad znaczeniem aktualnej sytuacji – żeby najpierw pomyśleć, a potem działać”13. Prawie zatoczyliśmy koło. O tym samym mówił neurobiolog J. Brewer – musimy przestać reagować automatycznie. Czy to wtedy zajdzie alchemia, o której pisał Jung? Czy będąc uważnymi, obecnymi, nie działającymi automatami, ale pełnymi świadomości istotami ludzkimi, zaczynamy wkraczać w pole jungowskiej Jaźni? Czy w przypadku osiągnięcia Jaźni możemy spocząć na łożu utkanym z człowieczeństwa? Czy idee humanizmu szerzonego przez Ericha Fromma nie doprowadzają nas bezpośrednio do bram samo-realizacji? Jak mówi: „Wierzę, że jedyny wybór, jaki człowiek ma dziś przed sobą, w świecie, który staje się Jednym Światem, to Życie – a to oznacza nowe doświadczenie humanizmu”14. Humanizmu, czyli prawdziwego człowieczeństwa. Czy nasze życie nabierze wtedy sensu? Jaki jest w takim razie cel rozwoju człowieka?

Według Junga – ostateczny cel to Samo-urzeczywistnienie. Samo-urzeczywistnienie, czyli nikt z zewnątrz nie może mnie naprawić. Muszę to zrobić ja sama. Choć nie ja sama się „zepsułam”, bo działa na mnie nie tylko nieświadomość zbiorowa, ale i wiele innych zewnętrznych czynników – ja sama muszę się naprawić. Nic z zewnątrz mnie nie wypełni, nie usatysfakcjonuje. Ale może zainspirować. Jak Jung i inni mędrcy tego świata. Victor Frankl, jeden z takich mędrców, doświadczył na sobie mrocznych aspektów ludzkiej działalności, a pomimo wszystko wierzył w człowieka i w sens jego życia, będąc jak sam to ujął „głosem nadziei z otchłani Holokaustu”. Uważał on, że „przyjemność – a dokładniej szczęście – to skutek uboczny przeżywania samo-transcendencji ludzkiej egzystencji. Kiedy służymy jakiejś sprawie albo kochamy drugiego człowieka, szczęście samo się pojawia”15.

I rzeczywiście, pojawiło się ono w mojej młodziutkiej, nastoletniej pacjentce – dzięki mojej miłości do człowieka oraz ogromnej chęci niesienia mu pomocy oraz dzięki teorii Junga, który pomógł mi wyjaśnić jej świat. By niezrozumiałe, stało się zrozumiałe. By cień zastąpiło światło świadomości.

Zrozumienie pojawiło się również we mnie samej. Jak to ujął sam Jung – nie mogę szukać „oświecenia” idąc w kierunku lampy, muszę przekroczyć swój cień. Dzięki Jungowi przestałam z nim walczyć. Poddałam się. Ale nie mrokowi. Życiu. Oddycham. Patrzę i widzę wznoszące się ku niebu konary niby nagich, a jednak ośnieżonych drzew. Dotykam futra mojego psa. Patrzę w oczy mojej córki. Płaczę z tym, który pozostał po odejściu kogoś ukochanego. Wsłuchuję się w szept wiatru. Jestem. Bez zbędnych wyobrażeń. Czy to jest Samo-urzeczywistnienie? Nie wiem. Przestałam go szukać. I być może paradoksalnie czasami znajduję. W prostocie życia. W porzuceniu chęci bycia perfekcyjną i zaakceptowaniu świata takim, jakim jest. Bez zbędnych ulepszeń i moich fantazji na jego temat. Śnieg jest biały i zimny i jest w tym doskonały. Trawa jest zielona i miękka i w tym właśnie wyraża się jej piękno. Moje z kolei wyraża się w tym, że Jestem. Może nie do końca ukończona, może przekornie nie idealna, lekko „pomarszczona” przez życie, może też jak to ujmował Frankl – „stająca się” z chwili na chwilę. Zmienna, a jednak paradoksalnie ta sama.

Z kolei, gdy rzeczywiście, prawdziwie i dogłębnie nadchodzi TO Samo-urzeczywistnienie, podobne poniekąd do buddyjskiego przebudzenia, człowiek, być może – zanurza się w nieskończonej pustce wszechświata, gdzie nie ma już pojęć. Nastaje milcząca wiedza, w której zanika nawet sam świadek. Zostaje tylko czysta świadomość. I prawdopodobnie to miał sam Jung na myśli. Ale jeśli to nastąpi prawdziwie i głęboko, to nikt nie opowie o tym nic. I może w ciszy tkwi sekret istnienia?

Zamilknę więc…

Dorota Kościukiewicz-Markowska

Bibliografia:

  1. Źródło: Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,bts__bangtan_boys_,persona.html
  2. Źródło: O szczęściu (str. 31), W. Tatrkiewicz, 1962, Warszawa, Wydawnictwo naukowe PWN. Copyright (2012) Wydawnictwo Naukowe PWN
  3. Źródło: Teorie osobowości (str. 101), C. Hall, G. Lindzey. J. Campbell, 1957, 1970, 1978, 1998, New York: Wydawnictwo naukowe PWN. Copyright (2013) Wydawnictwo naukowe PWN
  4. Źródło: Neurologia Zachcianek (str. 100), Judson Brewer, 2017, Yale University Press. Copyright (2017) Wydawnictwo Vita Białystok
  5. Źródło: Neurologia Zachcianek (str. 101), Judson Brewer, 2017, Yale University Press. Copyright (2017) Wydawnictwo Vita Białystok
  6. Źródło: Wolność od znanego (str. 84) J. Krishnamurti, 1969, Krishanmurti Foundation Trust, Hampshire. Copyright (2014) Wydawnictow Zysk i S-ka
  7. Źródło: Teorie osobowości (str. 102), C. Hall, G. Lindzey. J. Campbell, 1957, 1970, 1978, 1998, New York: Wydawnictwo naukowe PWN. Copyright (2013) Wydawnictwo naukowe PWN
  8. Źródło: „Co możesz mienić a czego nie możesz” (str. 27), Martin Seligamn, 1994. Copyright (2010) Wydawnictwo Media Rodzina
  9. Źródło: Teorie osobowości (str. 103), C. Hall, G. Lindzey. J. Campbell, 1957, 1970, 1978, 1998, New York: Wydawnictwo naukowe PWN. Copyright (2013) Wydawnictwo naukowe PWN
  10. Źródło: Teorie osobowości (str. 105), C. Hall, G. Lindzey. J. Campbell, 1957, 1970, 1978, 1998, New York: Wydawnictwo naukowe PWN. Copyright (2013) Wydawnictwo naukowe PWN
  11. Źródło: Teorie osobowości (str. 106), C. Hall, G. Lindzey. J. Campbell, 1957, 1970, 1978, 1998, New York: Wydawnictwo naukowe PWN. Copyright (2013) Wydawnictwo naukowe PWN
  12. Źródło: „Efekt Lucyfera” (str. 27), Philip Zimbardo, 2007 Philip G. Zimbardo, Inc. Copyright (2014) Wydawnictwo naukowe PWN
  13. Źródło: „Efekt Lucyfera” (str. 432), Philip Zimbardo, 2007 Philip G. Zimbardo, Inc. Copyright (2014) Wydawnictwo naukowe PWN
  14. Źródło: „O byciu człowiekiem” (str. 85), Erich Fromm, 1994, Estate of Erich Fromm. Copyright (2020) Wydawnictwo Vis-a-vis Etiuda
  15. Źródło: „Bóg ukryty” (str. 109), Victor E. Frankl, 1948, 1975, 2000. Copyright (2012) Wydawnictwo Czarna Owca

POSTY Z TEJ SAMEJ KATEGORII: