CUD, czyli Ciało Umysł Duch

by Dorota

Artykuł z magazynu „Szczęście podaj dalej” – Autor tekstu: Maja Kałymon

Chińska starożytna mądrość głosi, że każdy człowiek ma tylko jedną ważną rzecz do wykonania w życiu: wchłaniać w siebie, gromadzić i przechowywać energię. To jest naszym przeznaczeniem. Powinniśmy być niewyczerpanym, energetycznym źródłem piękna i miłości dla wszystkich, a przede wszystkim dla samych siebie. A jest to możliwe, kiedy… No właśnie… Kiedy?

Zdaniem J. R. Worsleya, założyciela Worsley Institute, który nauczał klasycznej akupunktury według pięciu elementów, osiągnięcie dobrostanu jest związane z osiągnięciem i utrzymaniem równowagi energetycznej w organizmie. Uczył, że każdy człowiek jest niepowtarzalny i jest unikalną równowagą pięciu elementów: ognia, ziemi, metalu, wody i drewna. Przekłada się to zarówno na naszą fizyczność, jak i na emocje. Uwidacznia mocne, ale też słabe strony. W związku z tym, dwie osoby, które przedstawiać będą podobne objawy, według tego systemu nigdy nie będą leczone w ten sam sposób.

Często, kiedy tłumaczę zawiłości akupunktury klasycznej, szerzę ideę, że człowiek to CUD – Ciało, Umysł i Dusza, jedność, w której te trzy elementy wzajemnie na siebie wpływają. Stanowi to podstawę leczenia zintegrowanego w holistycznym ujęciu, czyli takim, w którym proces leczenia obejmuje nie tylko ciało, ale też głowę i ducha. Bo zdrowie naszego ciała fizycznego jest tak samo ważne jak zaspokajanie potrzeb emocjonalnych, spełnianie marzeń, realizacja planów, bardziej twórcze i kreatywne życie.

Nasze ciało jest najczulszym barometrem. To ono wskazuje, na jak wiele możemy sobie pozwolić. Jeśli będziemy chcieli zdziałać zbyt wiele – odpowie bólem, chorobą, przemęczeniem. Podobnie stanie się w momencie, kiedy nie będziemy chcieli odczuwać. Kiedy zamykamy się na odczuwanie, wycofujemy, nasze ciało zamyka się i traci witalność. Dlatego tak ważna jest świadoma eksploracja ciała. Im bardziej stajemy się jednym z ciałem, tym jesteśmy zdrowsi, bardziej świadomi, nieustraszeni. Rozkwitamy.

Taka metafora – jeśli założylibyśmy, że jesteśmy rośliną, to można byłoby powiedzieć, że to od nas zależałoby, jakie tej roślinie stworzymy warunki do rozwoju. Czy zajmiemy się nią troskliwie, wypielimy dookoła, podlejemy, nawieziemy glebę, podetniemy gałęzie drzew, które zabierają jej światło? Wszystko zależy od nas. Jeśli będziemy uważni, roślinka zamieni się w pięknie kwitnący kwiat. Nasze ciało jest jak taka roślinka.

Często dzeje się tak, że to my sami prowokujemy wystąpienie choroby. Jesteśmy nieczuli na wszystkie znaki ze strony naszego organizmu. Zakładamy maski i odgrywamy swoje role, często postępując wbrew sobie i co gorsze, wkręcamy się w to tak bardzo, że zaczynamy wierzyć, że tak musi być. Nie słuchamy swojego wewnętrznego głosu, który krzyczy: „Tak dalej być nie może, siedzisz po nocach, jesz byle co, nie słyszysz kołatania serca, pijesz coraz więcej kawy, nie widzisz, że przyjaciele odchodzą, a w relacji partnerskiej dzieje się nie najlepiej. Ja nie mam już siły!”. Nie słuchamy i nie słyszymy… No i dostajemy chorobę, często po to, by się przebudzić. U wielu osób dopiero choroba staje się motorem do zmiany. Bo musi wydarzyć się coś, co zmieni myślenie. No bo przecież jak długo można uciekać od siebie?…

Jak się ma do tego umysł? Ciało odbija wszystkie wrażenia zgromadzone w umyśle, pozostaje  więc z nim w nierozerwalnej więzi. Nawiązując jeszcze raz do metafory z roślinką – tak samo jak słońce oświetla każdą roślinę, by wzrastała, tak świadomy umysł może oświetlić każdą dziedzinę życia. Każdą ukrytą traumę (która często objawia się w postaci bloku energetycznego). Dzieje się to, kiedy pozwalamy sobie na spotkanie z ciałem. Kiedy pozwalamy sobie odczuwać. Ciało zawiera wszystkie informacje dotyczące naszego życia. Im większy mamy do tego dostęp, tym lepiej.

Czasem życie przynosi ból i cierpienie, które nie zawsze ujawniamy. Chcemy być grzeczni, silni, dopasowujemy się do oczekiwań otoczenia. Tłumimy emocje. Ale jeśli nie wyrażamy bólu, nie będziemy potrafili wyrazić ekstazy. Wszystkie te uczucia mogą kumulować się, a my będziemy czuć się jak w pancerzu. Może się to objawiać uczuciem rozedrgania wewnętrznego, ściśniętym brzuchem, czy uczuciem guli w gardle, kiedy słowa, które powinny zostać wypowiedziane, są po raz kolejny przełknięte.

Wiele historii gromadzimy w nogach. Bo wszystko zaczyna rosnąć od ziemi, a nogi to korzenie. Praca z nimi daje poczucie stabilności, ugruntowania. Kiedy fundamenty są słabe – brakuje wewnętrznej siły, poczucia bezpieczeństwa. Osoby ze słabymi nogami dużo mówią i dużo myślą. Żyją fantazjami. Ich energia kumuluje się w górnych partiach ciała, w głowie. Przypominają drzewo o rozrośniętej koronie i słabych korzeniach. Takie drzewo łatwo złamać. Potrzeba tu równowagi – uziemienia. Przykłady można by przytaczać w nieskończoność…

Bardzo ważne jest, aby dostęp do informacji o tym, jak wspomagać organizm, jaką dietę i jakie praktyki stosować dla utrzymania dobrostanu – był powszechny. Żeby informacje trafiały do wszystkich, którzy chcą żyć uważniej, zdrowiej, w zgodzie z naturą i ze sobą. Profilaktyka nie jest przecież niczym innym jak świadomym dbaniem o siebie, zanim będzie za późno. Jest niedopuszczeniem do rozwinięcia się objawów chorobowych. A jeśli już tak się stanie – daje możliwość szybkiego ich wyłapania i wyeliminowania na samym początku.

Medycyna chińska jest medycyną zapobiegawczą. W przeszłości w Chinach płacono lekarzowi za to, żeby człowiek pozostawał w zdrowiu. W momencie kiedy ktoś zaczynał chorować – przestawał płacić za usługę. Oznacza to, że najważniejszą rzeczą było zdrowie i prowadzenie profilaktyki.

Biorąc pod uwagę statystyki na najbliższe lata, zachorowań na różne choroby cywilizacyjne i nie tylko będzie coraz więcej. Ignorowanie takich faktów, niechodzenie na regularne badania, niedbanie o siebie, zła dieta, brak aktywności fizycznej i przebywanie w permanentnym stresie, to po prostu RYZYKO. Jeśli przyjrzymy się bliżej temu, co mówią współcześni specjaliści z różnych dziedzin: żywienia, aktywności fizycznej, psychologii, medycyny chińskiej – to stwierdzimy, że wszyscy apelują o bycie „tu i teraz”. Ja też się tego sama uczę i tego Państwu serdecznie życzę. Bo czasem, żeby dojść do harmonii, trzeba najpierw pokonać smoka.

POSTY Z TEJ SAMEJ KATEGORII: